Drabiny nad przepaścią w Małej Fatrze

Słowacka Mała Fatra jest idealnym miejscem na wypoczynek na łonie natury dla tych, którzy lubią posiedzieć na hali, posłuchać szumu strumieni, ale również dla tych, którzy chcą się powspinać.

My zdecydowaliśmy się na tę drugą opcję. Mało tego - potrzebowaliśmy podnieść trochę poziom adrenaliny. Z tego względu wybraliśmy trochę inny niż wszystkie szlak - Janosikowe Diery (czyli dziury 😏). Co w nim takiego niezwykłego? Otóż trasa wyznaczona jest licznymi kładkami i drabinami. Kto się boi wysokości, niech lepiej się tutaj nie wybiera! O, nie!!!

Gdzie w góry w Słowacji

Niektóre drabiny są naprawdę strome

O SZLAKU

Spacer po wąwozie Janosikowych Dier najlepiej rozpocząć w Terchovej. Należy kierować się ulicą Biely Potok aż do parkingu Parkovisko Janosikove Diery. Wjazd przy restauracji. Cena parkingu 5 euro za dobę.
W tym miejscu zaczynają się już oznaczenia szlaków. 
Janosikowe Diery składają się z czterech wąwozów, a w Terchovej do wyboru są dwie trasy:

👉 Dolne Diery (niebieski szlak, bardzo prosty, krótki i dwukierunkowy)

 👉 Nowe Diery (żółty szlak, jednokierunkowy, z licznymi kładkami i drabinami).

Obie trasy łączą się w miejscu o nazwie Podżiar.

My wybraliśmy żółtą trasę. W związku z tym, że musieliśmy jeszcze tego samego dnia dojechać do Bratysławy na nocleg oraz że byliśmy z dziećmi i moim tatą, nie mogliśmy pozwolić sobie na dłuższy i bardziej wyczerpujący szlak, na przykład ze Stefanovej.
Miejsce bardzo przypomina Słowacki Raj - tylko jest mniej hardcorowy 😨

NASZE WRAŻENIA

Początek trasy jest bardzo wygodny, idzie się po płaskim terenie, a okoliczności przyrody sprawiają, że zapomina się, że przecież miało to wyglądać inaczej - miały być wysokie drabiny, przepaść, szok i niedowierzanie! Po kilku minutach zaczynają się kładki, ale nadal nie idzie się pod górę. Nadal nie widać wąwozu.


Po pewnym czasie zaczyna być już bardziej stromo i wysoko 😅


Dobrze, że czasami można dojść do strumienia i się ochłodzić 👌 


W pewnym momencie dochodzi się do płaskiego terenu, przez który płynie strumyk. My tutaj zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na zrobienie tamy z patyków 😉 Warto również z tego miejsca pójść kilkadziesiąt metrów prosto - do miejsca Podżiar. W dolinie znajduje się bacówka z małym sklepikiem, zadaszonymi ławeczkami i toaletą (zdecydowanie dla mniej wybrednych 😉).

Szlak za bacówką - w tę stronę już nie idź ;)


 No ale to nie koniec szlaku! Dalej jest tylko ciekawiej!


Po drodze są dwie naprawdę wysokie drabiny. Bałam się bardzo o Adę (miała wtedy 5 lat), dlatego Piotrek niósł ją w tych miejscach. Wyobraź sobie długą, ostro nachyloną drabinę, pod którą płynie wartko woda, hucząc przy tym niepokojąco. Do tego co chwilę strumień moczy przęsła, przez co robi się ślisko (zdecydowanie nie idź tam po deszczu!). Jesteś na śliskiej drabinie, a pod tobą tylko skały i płytki strumień. Wrrr...


Mimo wszystko satysfakcja po przejściu jest niesamowita!💪 Zaznaczę, że chyba byłam jedyna w naszym gronie, która się bała. Przynajmniej nikt się nie przyznał 😂...
Kiedy już weszliśmy na sam szczyt, szlak poprowadził nas przez las...


...momentami dziki 👀


Kiedy skończyły się wspinaczki po drabinach, Adzie i Julkowi nagle załączyło się zmęczenie... Cóż było robić? Ruszyliśmy w drogę powrotną. Hurra - schodzenie z drabin (zdecydowanie gorsze od wchodzenia)! Hurra dla dzieci, dla mnie mniej 😅
Spacer zajął nam przeszło 3 godziny, przy około półgodzinnej przerwie na zabawę w bobry i odpoczynku w dolinie.



Komentarze